Ten post będzie średnio kulinarny, chociaż takie było zamierzenie podczas obróbki pierwszych zdjęć, ale kolejne albo nie wyszły, albo to było nie to :)
Zatem krótka migawka powakacyjna - opisy nieco kulinarne, a fotografie niekoniecznie.
Na pierwszy ogień idzie wyjazd nad jezioro Betyń Wielki - było rybnie i bardzo smacznie i tak cicho ...
Rezerwat ma jednak swoje prawa
Królowały wędzona sielawa i smażony okoń.
Kolejny wypad to wyjazd do Wisły. Tutaj królowały w menu dziecięcym naleśniki z nutellą i bananem. Na stole dorosłych wrażenie zrobiło jedzenie w Karczmie u Karola i tradycjne dania kuchni beskidzkiej.
Nie mogę zapomnieć o wiślańskich kołaczach z serem, majkiem, jagodami, borówkami malinami etc. etc. Do domu przywieziony został solidny zapas tego ciasta - ale oczywiście do odtworzenia w domowych warunkach.
Do domu przyjechała również bryndza i oscypki zjedzone na drugi dzień na obiad (grillowane z żurawiną) w nieprzyzwoitych ilościach:)
Weekendowy wyjazd na Mazury jakiś spektakularnych smaków nam nie przyniósł może z wyjątkiem baraniny w pomarańczach (przepis Jamiego O.) podobno nieco skomplikowany, ale trzeba spróbować.
Ale na pewno spływ kajakowy Krutynią i rejs statkiem po Śniardwach to są fajne wspomnienia
Powrót z Mazur to wizyta w pięknym Toruniu - polecam odwiedzić to miasto - ma fantastycznie odrestaurowaną Starówkę i jest po prostu cudowne:) - w sam raz na romantyczny weekend we dwoje.
A restauracji - do wyboru i koloru. Punkt obowiązkowy - zakup pierników - ku rozczarowaniu dzieci nie do zjedzenia, bo tak piekielnie twardych :)
Na zakończenie wakacji jednodniowy wyjazd w Karkonosze zaowocował jedzeniem w restauracji Stek House w Jeleniej Górze (Gostar) i świetnym smakiem ratatullie w zestawie z polędwiczką. Było smacznie, ale stwierdziliśmy po górskich przechadzkach, że porcje są nie dla głodnego:)
Można zatem powiedzieć, że Polska został zjeżdżona z góry w dół - szkoda tylko, że żaden z wyjazdów nie trwał dłużej niż 4 dni :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz